W Omanie byłam kilka razy, kiedy mieszkałam w Dubaju. To był dla mnie jeden z tych kierunków „tuż za rogiem”, ale za każdym razem miał zupełnie inny klimat. Zwiedzałam zarówno stolice – Muskat, pełen historii i architektury w kolorze piasku, jak i Salalah – miejsce, które zaskoczyło mnie spokojem, soczystą zielenią i tym, że… w ogóle nie czułam, że jestem na Bliskim Wschodzie.
Salalah to taki zakątek, który nie potrzebuje krzyczeć. On po prostu istnieje. Cicho, pięknie, z rozłożystymi palmami i plażami, które wyglądają jak żywcem wyjęte z katalogu biura podróży. Serio – piasek tu jest biały i miękki jak mąka, a ocean mieni się dziesiątkami odcieni błękitu i turkusu. I choć to miejsce znajduje się zaledwie kilka godzin lotu z Polski, wciąż pozostaje nieodkryte przez masową turystykę.



Salalah kontra Muskat – dwa oblicza Omanu
Jeśli Muskat kojarzy mi się z kadzidłem, złotymi kopułami i bazarami pachnącymi przyprawami, to Salalah to jego łagodniejsze, bardziej wypoczynkowe alter ego. Tu nikt się nie spieszy, a plan dnia może się ograniczyć do spaceru po plaży, kąpieli w oceanie i sjesty w cieniu palm kokosowych.
Co ciekawe, Salalah w sezonie letnim (od czerwca do września) wygląda… jak Azja Południowo-Wschodnia. To efekt zjawiska khareef, czyli monsunów, które przynoszą mgły i deszcz, dzięki czemu cała okolica pokrywa się soczystą zielenią. Serio – w Omanie można zobaczyć wodospady, bananowce i pastwiska, po których chodzą… krowy. Kiedy pierwszy raz je zobaczyłam pasące się nad oceanem, myślałam, że mam halucynacje.
Smaki Omanu – co zjeść, żeby się zakochać
Jeśli kochasz jedzenie tak jak ja, to Oman – a szczególnie Salalah – naprawdę Cię zaskoczy. Nie jest to miejsce z luksusową sceną restauracyjną na miarę Dubaju, ale właśnie w tym tkwi jego urok. Tu króluje prostota, świeżość i lokalne smaki – takie, które zostają w pamięci na długo.
Salalah to kraina przypraw, kokosa i… mango! Jeśli wybierzesz się tam w sezonie (czyli latem, w trakcie wyjątkowego zjawiska khareef – monsunowej zieleni), koniecznie spróbuj świeżych owoców z lokalnych plantacji. Mango jest obłędne – słodkie, pachnące, dojrzałe na słońcu, a nie w transporcie. A sok z kokosa pity prosto z łupiny przy plaży? Czysta egzotyka.
W kuchni Omanu bardzo mocno wyczuwalne są wpływy Indii, Jemenu i Afryki Wschodniej – dlatego możesz spodziewać się dań pełnych przypraw, ryżu, duszonego mięsa, świeżych ziół i pikantnych sosów. Jednym z najbardziej tradycyjnych dań jest shuwa – długo pieczona jagnięcina (czasem nawet 24 godziny!) w liściach bananowca i aromatycznej marynacie. Smakuje jak coś między pulled pork a orientalnym gulaszem – mięso dosłownie rozpływa się w ustach.
W Salalah polecam też spróbować:
- Majboos (lub kabsa) – czyli aromatyczny ryż z przyprawami, szafranem i mięsem (najczęściej kurczakiem lub jagnięciną). Podawany często z piklami, jogurtem i sosem z tamaryndowca.
- Sambusa – chrupiące pierożki, przypominające indyjskie samosy, często nadziewane warzywami lub mięsem.
- Grillowana ryba z lokalnego połowu – podawana z ryżem lub świeżym chlebem.
- Halwa omani – lokalny deser o galaretkowatej konsystencji, pełen kardamonu, szafranu, różanej wody i orzechów. Dziwna przy pierwszym kęsie – ale uzależniająca.
- Shuwy – to prawdziwa gwiazda. Mięso (najczęściej jagnięcina) pieczone godzinami w ziemnych piecach, zawinięte w liście bananowca. Delikatne, rozpadające się przy dotyku.
- Kawy omańskiej z kardamonem – nie licz na espresso. To bardziej delikatny napar przypominający herbatkę. Pije się ją małymi łykami, obowiązkowo z daktylami.
- I jeśli jesteś miłośnikiem owoców morza – świeże ryby prosto z kutrów i grillowane krewetki są warte każdego grzechu.
Warto też odwiedzić lokalne targowiska i uliczne stragany – jedzenie tam bywa bardzo autentyczne, a ceny są naprawdę niskie. Do tego zapachy, kolory i uśmiechy ludzi tworzą wielozmysłowe doświadczenie, które zostaje z Tobą na długo po powrocie.
I jeszcze jedno – w Salalah nie brakuje miejsc serwujących indyjskie thali, arabskie mezze czy yemeńskie dania z pieca tandoor, więc każdy znajdzie coś dla siebie – również wegetarianie i weganie.
Mała ciekawostka: w Salalah rosną prawdziwe kokosy!
Nie tylko rosną, ale i są wszędzie sprzedawane – prosto z lodówek, schłodzone, gotowe do wypicia. Nic nie smakuje tak dobrze po spacerze w 35-stopniowym upale jak świeży kokos prosto z plażowej budki.



Co robić w Salalah poza plażowaniem?
Jeśli lubisz aktywny wypoczynek, Salalah też ma coś dla ciebie. Kilka rzeczy, które wspominam z ogromnym sentymentem:
- Rejs w poszukiwaniu delfinów – nie marketingowa sztuczka, tylko realna szansa na zobaczenie tych pięknych stworzeń w ich naturalnym środowisku. Mi udało się zobaczyć całą ławicę. To jedna z najbardziej dostępnych i jednocześnie magicznych atrakcji. Z portu w Salalah codziennie wypływają małe łodzie, które zabierają turystów w okolice, gdzie często można zobaczyć dzikie delfiny. Nie ma tu tłumów jak w popularnych kurortach – łódź buja się na falach, a ty masz szansę obserwować całe stada tych niesamowicie towarzyskich stworzeń, które potrafią skakać tuż obok burty. Wrażenie? Totalne wzruszenie i niedowierzanie, że jesteśmy tak blisko dzikiej natury.
- Wodospady i zielone doliny – w sezonie khareef (od czerwca do września) Salalah dosłownie zmienia się w zieloną oazę. Okoliczne wzgórza i doliny – najczęściej wypalone słońcem – stają się wtedy bujne i tropikalne. Warto wtedy odwiedzić:
- Wodospad Ayn Athum – jeden z bardziej fotogenicznych, otoczony zielenią, idealny na krótką wędrówkę.
- Wąwóz Wadi Darbat – spokojne miejsce z leniwie płynącą rzeką i malowniczymi kaskadami. Można tu wypożyczyć kajak albo po prostu zrobić piknik z widokiem.
- Dolina Ayn Khor – mniej znana, ale niezwykle klimatyczna. Czasem można spotkać pasące się krowy i wielbłądy – wszystko w tle z soczyście zielonym krajobrazem.
- Pustynne safari – Rub’ al Khali, czyli Pusta Dzielnica
To coś, czego naprawdę warto doświadczyć. Rub’ al Khali to jedna z największych piaszczystych pustyń świata, nazywana „Pustą Dzielnicą”. Oddalona kilka godzin jazdy od Salalah, oferuje zupełnie inny wymiar podróży. Safari po tych wydmach to nie tylko przygoda w 4×4 – to podróż w czasie. Wyobraź sobie: zapadający zmierzch, pomarańczowe światło słońca ślizga się po idealnie uformowanych grzbietach wydm. Cisza jest niemal absolutna. Można się tu poczuć jak w innej galaktyce. Niektórzy organizatorzy oferują kolacje pod gołym niebem, w stylu beduińskim, z herbatą z kardamonem i pieczonym chlebem. - Farma kadzidła i lokalne tradycje
Oman to historyczna ojczyzna frankincense – żywicy, którą od wieków stosuje się w rytuałach, perfumerii i medycynie. W Salalah możesz odwiedzić prawdziwą farmę kadzidłowców, zobaczyć, jak się zbiera i suszy żywicę oraz powąchać kadzidło w najczystszej postaci. To zapach, który już zawsze będzie ci się kojarzył z tym miejscem – gęsty, lekko słodki, z nutą mistycyzmu. - Lokalne bazary i targ wielbłądów
W samym mieście warto zajrzeć na tradycyjny souq, czyli lokalny bazar. Kupisz tu nie tylko przyprawy, kadzidła i rękodzieło, ale też najpyszniejsze daktyle świata. Tuż za miastem znajduje się też targ wielbłądów, który działa głównie rano. To miejsce bardziej dla ciekawych świata niż typowych turystów – pozwala zobaczyć kawałek autentycznego, codziennego życia Omanu. Możesz podejrzeć negocjacje, porozmawiać z lokalnymi hodowcami i zobaczyć, jak bardzo wielbłądy są tu wciąż ważną częścią kultury.



Bezpieczeństwo – Oman to spokojna przystań
Dla mnie Emiraty to jedno z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi – nigdzie indziej nie czuję się tak spokojnie, komfortowo i dobrze, jak właśnie tam. To poczucie bezpieczeństwa, ta codzienna lekkość poruszania się po mieście – nawet późnym wieczorem – to coś, co bardzo cenię. I właśnie dlatego Oman skradł mi serce, bo pod tym względem jest niezwykle podobny.
Byłam tam kilka razy – zarówno w Maskacie, jak i w Salalah – i za każdym razem uderzało mnie to samo: tu się niczego nie boisz. Można chodzić samotnie, jeździć wynajętym autem przez odludne tereny, zostawić torebkę na stoliku w kawiarni – i czuć się całkowicie swobodnie.
Ludzie są niewiarygodnie uprzejmi, pomocni, ale nigdy nachalni. Kultura gościnności w Omanie to nie jest marketingowy slogan – to styl życia. Nikt cię nie zaczepia, nikt nie patrzy z ukosa. Jest szacunek, spokój i ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Oman to też kraj o bardzo niskim wskaźniku przestępczości. Lokalne prawo jest surowe, ale sprawiedliwe, a społeczeństwo bardzo przestrzega norm i etykiety. Dzięki temu podróżowanie – także solo – jest komfortowe i bezstresowe.
Na drogach? Kierowcy są kulturalni, a trasy zadbane. Na pustyni warto mieć przewodnika, ale to raczej z troski o orientację w terenie niż o jakiekolwiek zagrożenia. Oman to jeden z tych kierunków, który pokazuje, że Bliski Wschód może być nie tylko piękny, ale i niesamowicie bezpieczny.
Wynajem samochodu i lokalne wycieczki – swoboda podróżowania
Jedną z rzeczy, które lubię w Omanie, jest łatwość organizacji wyjazdów i zwiedzania – nawet jeśli przyjeżdżasz tam głównie po to, żeby odpocząć.
Jeśli lubisz mieć pełną kontrolę nad planem dnia, możesz bez problemu wynająć samochód. W Salalah działa sporo lokalnych wypożyczalni, a ceny są naprawdę przystępne. Auto najlepiej zarezerwować z wyprzedzeniem, ale nawet na miejscu można coś znaleźć – wystarczy zapytać w hotelu, gdzie często współpracują z zaufanymi firmami. Drogi są dobre, ruch spokojny, a kierowcy uprzejmi, więc jazda po Omanie to czysta przyjemność.
Jeśli jednak wolisz, by ktoś inny zaplanował trasę i opowiedział coś ciekawego po drodze – lokalne biura oferują mnóstwo gotowych wycieczek. W hotelu bez problemu zorganizujesz np. safari po pustyni, wyprawę do plantacji bananów i papai, wizytę w górach Dhofar czy relaksujący dzień nad wodospadami.
To właśnie w Omanie poczułam, że możesz jednocześnie leniuchować na plaży i eksplorować świat, nie czując presji ani pośpiechu. Wszystko działa naturalnie, w swoim tempie – i to jest piękne.
A co z alkoholem?
W Omanie obowiązują zasady wynikające z religii – alkohol nie jest powszechnie dostępny. Ale… spokojnie. W większości hoteli 4- i 5-gwiazdkowych znajdziesz bary, gdzie dostaniesz kieliszek dobrego wina do kolacji czy kolorowego drinka przy basenie. Poza hotelami obowiązuje jednak całkowity zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych – i naprawdę lepiej tego nie lekceważyć. Wybór alkoholi w hotelach jest różny, niestety często ciężko o dobre koktajle i nieco lepsze trunki.
Gdzie się zatrzymać?
Polecam hotele z bezpośrednim dostępem do plaży – np. Al Baleed Resort by Anantara, gdzie luksus przeplata się z lokalnym stylem i pyszną kuchnią. Ale są też bardziej kameralne opcje – małe guesthouse’y prowadzone przez lokalne rodziny, gdzie poczujesz się jak w domu.
Salalah to miejsce, które koi. Idealne na oderwanie się od codzienności, naładowanie baterii i oddech – dosłownie i w przenośni. Z Polski można się tu dostać z przesiadką w Dubaju czy Dosze, a sama podróż trwa tyle, co lot na Kanary. Różnica? Cisza. Egzotyka. I zupełnie inna kultura, którą chłonie się z każdą minutą.
Jeśli masz ochotę na coś egzotycznego, a jednocześnie nieprzytłaczającego, bez tłumów turystów to Salalah może być Twoją nową, wakacyjną miłością.
Jeśli zainteresowałam Was Omanem i lubicie zwiedzać wygodnie – sprawdźcie ofertę ITAKI do Salalah, w której są hotele z przelotem, transferami, wyżywieniem, a także spory wybór wycieczek objazdowych.
Wasza Marcysia!





Polecane produkty