Wąskie uliczki, żółte tramwaje czy malownicze zachody słońca rozpościerające się nad rzeką Tag pozostaną w mojej pamięci na długo. Lizbona absolutnie zachęca do spacerów, zwiedzania miasta, podziwiania absolutnie uroczej architektury i smakowania lokalnych specjałów. Przepiękne kamienice ozdobione rozwieszonym, już mniej atrakcyjnym praniem tworzą niepowtarzalny klimat. Stare okna z których wyglądają zaciekawione babcie, obserwując toczące się życie tworzą jakąś magiczną aurę tego miejsca. W Lizbonie nikt się nie spieszy, każdy ma czas na rozmowę wolno popijając kawę. Co więcej widać, że duża dawka codziennego słońca sprawia, że ludzie chodzą uśmiechnięci. Ponoć istnieją badania, które mówią o tym, że w krajach w którym występuje dużo słońca i jest dostęp do wody ludzie niechętnie pracują i są mało wydajni. Zupełnie mnie to nie dziwi.
Kocham i cenię podróże za to, że pokazują nam odmienną kulturę, zwyczaje, oczywiście architekturę i jak się możecie domyślać kuchnię. Portugalia niestety po dziś dzień pozostaje w cieniu kuchni Włoskiej, Francuskiej czy Hiszpańskiej i nie ma co się dziwić, bo według mnie rzeczywiście jest z nich najsłabsza. Niemniej jednak dostęp do świeżych ryb i owoców morza, doskonałej oliwy, pysznych wypieków, genialnych wędlin oraz aromatycznych ziół pozwala nam podczas pobytu przenieść się do świata absolutnej rozkoszy. Tradycyjne dania kuchni Portugalskiej są niestety bardzo często tłuste i ciężkie, okraszone dużą ilością sosów i wysoko kalorycznych serów. Nie da się jednak ukryć, że są smaczne, w szczególności po mocno zakrapianej alkoholem imprezie.
W tym artykule nie rozpiszę się o kulinarnej historii Portugalii, a przedstawię Wam moją subiektywną listę miejsc którą warto odwiedzić podczas pobytu. Często knajpy te mają mało wspólnego z regionalnym jedzeniem, ale są bez wątpienia warte grzechu i wydanych pieniędzy. Często niedużych 😉
Zapraszam!
1. Ramiro
Ramiro uznawane jest za najlepszą restaurację z owocami morza w Lizbonie. Poza tym, że plasuje się w ścisłej czołówce najsłynniejszych knajp Portugalii, wielokrotnie pojawiała się ona także w programach i poleceniach samego Anthonego Bourdain, a to mówi już samo za siebie. Moja recenzja jest tu praktycznie zbędna, skoro taki autorytet kulinarny zachwalał to małe i dość niepozorne z zewnątrz miejsce.
Poza absolutnie obłędnym jedzeniem, niezwykle urzekła mnie bezpretensjonalność tego lokalu. Stoliki ustawione są dość ciasno, a na stole zamiast obrusu leży biały papier, aby można było szybko po gościach sprzątnąć i zaprosić kolejnych smakoszy owoców morza. Sama knajpa nie należy do największych, co powoduje, że w środku jest dość tłoczno i hałaśliwie. Do Ramiro nie przychodzi się na romantyczną kolację ze świecami, mimo, że ceny mogłyby na to wskazywać, a żeby delektować się tym co ocean ma nam najlepszego do zaoferowania. Panuje tu dość duży harmider. Z jednej strony ktoś roztłukuje młotkiem homara, z drugiej kelner w pośpiechu przygotowuje kolejny stolik, a w międzyczasie ktoś z nad naszego ramienia dolewa nam kolejną lampkę wina. Bez wątpienia ma to swój urok i niepowtarzalny klimat niczym z filmu.
Wizytę tam zostawiłam sobie na deser naszego pobytu w Lizbonie i teraz szczerze żałuję, bo z chęcią wróciłabym tam spróbować innych pozycji z karty. Jestem więcej niż pewna, że pozostałe dania były tak samo pyszne, jak to co zamówiliśmy. Wszystko było doskonałe w swojej prostocie. Z każdym kęsem mogłam poczuć fenomenalnie przyrządzone owoce morza, których jakość i delikatny morski smak dopieszczał moje kubki smakowe. Większość dań podawana jest z przepyszną portugalską oliwą, dobrym masłem, świeżymi ziołami, pysznym winem, gruboziarnistą solą i chrupiącym pieczywem.
Skusiliśmy się na:
- Krewetki tygrysie przekrojone na pół, zgrillowane i podane z masłem, oliwą i kawałkiem cytryny. Ich wielkość była naprawdę imponująca. W pierwszej chwili nawet zaczęłam się zastanawiać, czy kelner się nie pomylił i nie podał nam langustnek.
- Delikatne i sprężyste krewetki pływające w łagodnej, Portugalskiej oliwie z czosnkiem.
- Garnuszek małż w sosie na bazie masła i białego wina. Muszę przyznać, że lepszych chyba nie jadłam. Miały delikatny morski posmak, były jędrne, a świeże pieczywo zamoczone w obłędnym sosie uzależniało i ciężko było się powstrzymać przed kolejnym kawałkiem.
Jeżeli wybieracie się wieczorem konieczna jest rezerwacja stolika. My odwiedziliśmy restaurację w porze lunchu i w ciągu kilku minut kelner zaprowadził nas do stolika.
@maste_official Ramiro to jedna z najlepszych restauracji w Lizbonie, która polecał sam Anthony Bourdain ???? #ramiro #lizbona #owocemorza #krewetki #portugalia #malze
♬ dźwięk oryginalny – Maste
2. Heim Cafe
Nie jest łatwo zaskoczyć mnie śniadaniem. Zawsze szukam miejsc, w których mogę skosztować czegoś nowego, nietypowego i przepięknie wyglądającego. Kawiarnia Heim to niepozorne i niezwykle przytulne miejsce, które z przyjemnością odwiedzałabym, gdybym mieszkała w Lizbonie. Będąc tam skusiłam się na chałkę z amarantowym hummusem z buraka, bekonem, guacamole, serem feta i jajkiem w koszulce. Śniadanie było tak dobre, że z chęcią odtworzę je w swojej kuchni. Zamówiliśmy również chrupiące chorizo z pieczonymi ziemniakami, papryką, japaleno, serem i jajkiem sadzonym. Do południa możecie również zamówić za 14 euro Brunch, który każdy komponuje pod siebie i swoje upodobania. Jeśli szukacie miejsca na pyszne i kameralne śniadanie z całego serca polecam ten lokal.
@maste_official Jadłam obłędnego tosta francuskiego z jajkiem w koszulce, boczkiem, guacamole i hummusem z buraka ????#lizbona #sniadanie #tostfrancuski #jajko #boczek
♬ dźwięk oryginalny – Maste
3. Flat Cafe Lisbon
Kawiarnia do której trafiliśmy przez zupełny przypadek spacerując po Bairro Alto. Jest to artystyczna ulica Lizbony, która charakteryzuje się stromymi i niezwykle czarującymi uliczkami. To właśnie tam możemy przejechać się słynną kolejką linowo-terenową de Bica, czy zwiedzić przepiękny kościół św. Rocha. Spacerując możemy podziwiać także ozdobne murale i przeurocze kamienice. Wieczorem dzielnica tętni życiem, otwiera się mnóstwo ciekawych barów z których dobiega nas nastrojowa muzyka fado. Kawiarnia ma raptem kilka stolików w środku i niewiele więcej na zewnątrz. Menu jest bardzo okrojone, znajduje się w nim raptem kilka pozycji, dzięki czemu wszystko jest niezwykle dopieszczone. W głównej mierze są to grzanki i kanapki podawane w stylu Skandynawskim. Jak się możecie domyślać nie znajdziemy tu nie wiadomo jak wykwintnych i wyrafinowanych pozycji w karcie, ale rzeczywiście widać, że wszystko co wychodzi z kuchni jest dopieszczone. Jakość składników jest również na bardzo wysokim poziomie. Znajdziemy tu także bardzo dobre, Portugalskie wina. Ciekawostką jest również to, że właścicielka obsługuje wszystkich gości, dzięki czemu czujemy się tam niezwykle dopieszczeni. Jest to jedno z tych miejsc, do których warto wpaść, gdy po długim spacerze będziemy chcieli zaspokoić mniejszy głód. W szczególności z rana.
Skusiłam się na kanapkę na pumperniklu z krewetkami, domowym majonezem i cytrusową sałatką oraz lampkę przepysznego białego winą. Drugą zaś pozycją z karty była kromka pysznego pieczywa z pieczonym rostbefem, sosem na bazie musztardy dijon i orzechową posypką.
4. Pasteis de Belem
Portugalia między innymi słynie z cudownych ciasteczek pasteis de nata. Jest to listkujące ciasto francuskie z lekkim i puszystym kremem budyniowym. Słynne wypieki znajdziemy na każdym kroku. W sklepach, lokalnych piekarniach i kawiarniach. Najlepsze jednak są w Belem, miejscu z którego oryginalnie pochodzą. Jest to historyczna dzielnica Lizbony w której to prawie 200 lat temu powstały owe słodkości.
Historia głosi, że mnisi z klasztoru Hieronimitów, który jest bezapelacyjną perłą Portugalii, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO przed setkami lat do krochmalenia swoich habitów używali białek jaj, co w efekcie dawało im ogromne ilości żółtek. Chcąc je wykorzystać stworzyli jeden z najbardziej znanych deserów świata.
Obecnie dokładna i oryginalna receptura jest w posiadaniu tylko jedena cukierni świata i to ona jako jedyna prawo posługiwać się oryginalną nazwą wskazującą na miejsce pochodzenia. Cukiernia działa nieprzerwanie od 1837 roku i znajduje się przy głównej ulicy Rua de Belém. Nie sposób jest jej nie zauważyć, gdyż kolejkę widać z oddali. Niech Was to jednak nie zrazi, gdyż wszystko przebiega bardzo sprawnie i w ciągu kilku minut wyjdziemy z pudełkiem naszych dobroci.
Będąc w Lizbonie miałam okazję spróbować pasteis de nata w kilku przeróżnych miejscach i rzeczywiście te z Belem są absolutnie obłędne i bez dwóch zdań najlepsze jakie jadłam. Mają zupełnie inną konsystencję, budyń jest rzadszy i nie tak ścięty jak w przypadku innych wypieków, co w połączeniu z chrupiącym ciastem francuskim tworzy połączenie doskonałe. Ahh..aż na samą myśl, moje ślinianki zaczęły pracować intensywniej 😉
5. A Padaria Portugesa
Do tego miejsca prawdopodobnie nigdy bym nie zajrzała, gdyby nie to, że znajdowało się po drugiej stronie od naszego apartamentu. W dzień odlotu nie mieliśmy zbyt dużo czasu na spacery, zwiedzanie miasta, a tym bardziej na rozbijanie się po knajpach. Chcąc zaspokoić swój pierwszy poranny głód postanowiłam zajrzeć do małej i niepozornej piekarenki. O dziwo w tygodniu kolejki były znacznie mniejsze, choć w dalszym ciągu zamówienie kawy i rogala na wynos zajęło mi co najmniej 15 minut. Jak się okazało A Padaria Portugesa jest niezwykle popularną siecią piekarni wśród nieco bardziej zamożnych Portugalczyków. To trochę takie miejsce, gdzie modne dziewczyny przychodzą na latte, fit mamy z wózkami na pyszne śniadanie, a przystojni biznesmeni łapią szybką kanapkę i kawę w drogę. Muszę przyznać, że rzeczywiście ich wypieki są bardzo smaczne. Możemy nawet poprosić o rozkrojenie wybranego przez siebie rogala czy bajgla i zrobienie na jego bazie prostej lecz absolutnie pysznej kanapki na przykład z serkiem i awokado, albo portugalską szynką i żółtym serem. Jeśli najdzie Was znienacka mały głód i akurat w zasięgu wzroku będzie ów kawiarnia to śmiało i bez obaw możecie do niej zajrzeć 😉
6. Loja das Conservas
Loja das Conservas jest jednym z tych miejsc, które wielokrotnie pojawiało się w recenzjach wielu kulinarnych blogerów, instagramerów oraz turystów dlatego i ja skusiłam się, aby je odwiedzić. Z jednej strony mamy klimatyczny sklep przepełniony przepięknie zapakowanymi, Portugalskimi konserwami, z drugiej jest niewielki tapas bar. Zdecydowanie warto jest się tam udać na sałatkę z ośmiornicą, jabłkiem i sosem cytrusowym. Mięso było niezwykle delikatne, a orzeźwiający sos i lekkie cytrusy doskonale się komponowały. Pozostałe przystawki były smaczne, ale raczej nie skusiłabym się na nie ponownie. Sklep warto odwiedzić, choćby po to, żeby zobaczyć przepięknie ułożone, małe, kolorowe puszeczki, choć nie powiem ich cena nieco zwala z nóg. Spacerując po Lizbonie nie ciężko jest tam trafić, gdyż lokal znajduje się zaraz przy Praça do Comércio czyli przy słynnym pałacu usytuowanym przy brzegu rzeki Tag. Jest to jeden z obowiązkowych miejsc turystycznych, dlatego tym bardziej warto wsadzić nosa do sklepu z konserwami, a nawet może i skusić się na sałatkę i lampkę wina 😉
7. A Ginjinha
Portugalska wiśniówka niedaleko placu Rossio
Ginjinha (żinżinia) to kultowy, charakterystyczny dla Portugalii likier wytwarzany z niewydrylowanych wiśni. Ma około 23% procent i lekko goryczkowy posmak dzięki zawartości pestek. Jest mocno słodka i nieco różni się od naszej Polskiej wiśniówki.
Miejsce do którego Was tym razem odsyłam to kultowa rudera, założona w 1840 roku w której możemy wypić słynny trunek i nic poza tym. Podawany on jest ( podobnie jak na Ukrainie) z wiśniami, albo bez. Bar otwiera się o dziewiątej rano i w chwilę pojawiają się już długie kolejki. Zgodnie z tradycją, śniadanie powinno zostać wzmocnione o słodki i mocno owocowy shot. Tego typu bary możemy spotkać praktycznie na każdym rogu, co umila nam zwiedzanie, podziwianie przepięknej architektury oraz spacerowanie po urokliwych uliczkach miasta.
Butelka oryginalnej ginjinha z pływającymi na dnie owocami i przepiękną secesyjną etykietą to z pewnością cudowna pamiątka z Lizbony.
8. Time Out Market – Merkado da Riberia
Bez wątpienia jest to kolejne miejsce na kulinarnej mapie Lizbony, które warto odwiedzić. Muszę Was jednak ostrzec, że jest ono zrobione typowo pod turystów, czego największą fanką nie jestem. Time Out Market znajduje się w ścisłej czołówce najbardziej atrakcyjnych miejsc w Lizbonie. Możemy o nim przeczytać zarówno w przewodnikach, na wielu portalach czy zestawieniach przygotowanych przez blogerów. Ja jednak podchodzę do tego miejsca z dystansem. Największa atrakcja Lizbony, w szczególności dla wszystkich tych, którzy kochają jedzenie na mnie aż tak pozytywnego wrażenia nie wywarła. Dlaczego? Do tego dojdziemy, ale póki co pozwolę sobie nieco Wam opisać samą przestrzeń.
Time Out Market to hala targowa w historycznym budynku, który znajduje się zaraz obok dworca Cais do Sodré. Warto wiedzieć, że jest to główny punkt wszelkiego rodzaju wypadów poza miasto. To właśnie tam wsiadamy w prom, którym możemy przepłynąć na drugą stronę rzeki, aby udać się na wzgórze, pod pomnik Chrystusa Króla w Lizbonie – Cristo Rei. Zwiedzając Lizbonę z pewnością nieraz udacie się w okolice dworca choćby, aby złapać autobus do Belem, warto wtedy zaplanować sobie tak dzień, aby mieć czas również na lunch lub kolację w Time Out.
Pierwsze co przyszło mi na myśl wchodząc do środka budynku to nasza Warszawska Hala Koszyki w połączeniu z nieco słabszą wersją La Boqueria w Barcelonie. Za tym pierwszym raczej średnio przepadam, jednak słynny Hiszpański targ jest bez wątpienia jednym z najlepszych tego typu miejsc w jakich byłam. Mercado da Riberia to połączenie zamkniętej i dość eleganckiej przestrzeni w której znajduje się 24 przeróżnych stoisk z jedzeniem z całego świata, 8 barów, sporą przestrzeń w której odbywają się warsztaty kulinarne wraz z lokalnym targiem na którym możemy znaleźć świeże produkty takie jak ryby, mięso czy owoce. Największy nacisk oczywiście stawiany jest na kuchnie lokalną, portugalskie wina, oliwy, szprotki, czy wypieki, ale nie brakuje tu zupełnie niepasującej do otoczenia kuchni azjatyckiej, japońskiej czy amerykańskiej. W środku jest dość tłoczno, panuje duży hałas i harmider, ciężko także niekiedy o miejsca siedzące. Ceny są całkiem wysokie, a jedzenie … z mojego doświadczenia bez szału. Niestety wszystko co zamówiliśmy było mocno przeciętne i z pewnością przewartościowane, ale prawdą jest, że byliśmy tam tylko raz i może rzeczywiście źle trafiliśmy. Jedyne z czego byliśmy zadowoleni to lokalne szynki i sery, które kupiliśmy do Polski (chociaż kilka dni później trafiliśmy te same produkty za połowę ceny) oraz wino 😉
Nie chciałabym, abyście przez to co napisałam negatywnie się nastawiali, bo ja będąc w Portugalii dostałam masę wiadomości, abym koniecznie się tam udała, bo miejsce jest absolutnie warte grzechu. Może jestem zbyt wymagająca, może miałam pecha, a może to po prostu to nie moje klimaty. Jedno jest pewne, na pewno warto się tam udać i samemu ocenić czy miejsce z Wami rezonuje.
Zdradzę Wam także małą tajemnicę, chociaż może jest to bardziej patent 😉 Zaraz obok dworca jest supermarket w którym dostaniecie świeże owoce morza. Przypadkowo weszliśmy tam po wodę, jednak widząc worek ostryg (które ja absolutnie uwielbiam) za grosze i jak się okazało 1/10 tego za ile dostaniemy je w Time Out nie mogliśmy się powstrzymać i kupiliśmy całą dużą siatkę. Nie mogło zabraknąć także cytryny oraz wina. Wyszliśmy na zewnątrz nie mając za bardzo pomysłu co dalej zrobić… Decyzje podjeliśmy pod wpływem impulsu i w żaden sposób jej nie przemyśleliśmy. Prawdą jest, że wcale nie zamierzaliśmy wracać w najbliższym czasie do hotelu, zatem kupienie worka ostryg bez pomysłu na ich konsumpcje był nieco abstrakcyjny. Dziś zwalam to na popijanie wina przez całe popołudnie, które ewidentnie pozbawiło nas jakiegokolwiek rozsądku. Głowiliśmy się nad tym jak mamy się zabrać za jedzenie ostryg w środku Lizbony bez żadnych odpowiednich przyrządów? Śmiejąc się w głos usiedliśmy bezradnie na ławce i obmyślaliśmy plan jak i gdzie pożyczyć chociaż jeden marny nóż do otwarcia muszli. W pewnym momencie jednak mnie olśniło i zdałam sobie sprawę, że w torebce mam mały, czerwony scyzoryk, który dostałam wiele lat temu od taty. Ponownie okazało się, że noszenie go potrafi uratować niejedną podbramkową sytuację.
Nieco nieudolne otwieranie na ławce ostryg, jedzenie ich na środku ulicy i popijanie wina z butelki było jednym z przyjemniejszych przeżyć podczas mojego pobytu w Lizbonie. Owszem lubię ładne miejsca i drogie restauracje, ale lubię także jedzenie w lokalnych budkach ze stolikami wyłożonymi ceratą, albo na ławce czy w parku, gdy mam pod ręką kawałek bagietki, cienko pokrojoną lokalną szynkę ze sklepu, sery czy jak w tym wypadku świeże, pachnące morzem, lekko słone od wody ostrygi.
9. Tendinha do Rossio – najlepsze miejsce na Bifane
Stara, tania i zdecydowanie niepozorna jadłodajnia w centrum Lizbony, konkretnie na placu Rossio to miejsce do którego koniecznie musicie się udać na Bifanę. Miejsce to zostało założone w 1840 roku i wiele od tamtego czasu się nie zmieniło. Niegdyś tawerna w której można było posłuchać portugalskiego fado, dziś dość obskurna budka w której ostały się przepiękne niebiesko-białe, secesyjne płytki w serwująca najlepszy, nieskomplikowany, portugalski fast food i to za grosze!
Bifana to z pozoru bardzo prosta kanapka, która zdecydowanie nie zachwyca swoim wyglądem. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że wygląda dość miernie. Głównym składnikiem jest cienko pokrojona wieprzowina, która duszona jest w pomidorach, winie, piwie i aromatycznej mieszance przypraw. Niezwykle istotne jest uprzednie zamarynowanie mięsa na minimum 24 godziny przed duszeniem. Kanapkę podaje się w chrupiącej bułce ze słodką musztardą i sporą ilością przepysznego sosu. Zdaje sobie sprawę, że nie brzmi to zbyt finezyjnie, ale musicie mi zaufać, kanapka jest naprawdę przepyszna. Trzeba jedynie trafić do dobrego lokalu 😉
Ps. Ponoć bardzo dobra Bifana jest również w Ramiro (o którym pisałam Wam wyżej). Ja jednak nie miałam okazji jej tam spróbować, dowiedziałam się o tym dopiero później i do dziś żałuję.
10. Cafe a Brasileira
Spacerując po Lizbonie nie da się przejść obojętnie obok kawiarni Cafe a Brasileira. Ostatniego dnia wylot mieliśmy dość późno, co pozwoliło nam odwiedzić sporo ciekawych miejsc, które znajdowały się na mojej liście. Zawsze, gdy wybieram się w jakąś podróż, tworzę spis miejsc, restauracji, kawiarni czy sklepów, które chcę odwiedzić. Przed podróżą również czytam z zainteresowaniem o mieście i rejonie do którego się wybieram, żeby mieć jakiekolwiek pojęcie i móc je lepiej zgłębiać. Kawiarnia o której obecnie piszę, jak się później okazało niejednokrotnie pojawia się w przewodnikach po Lizbonie. Na mojej liście jednak je zabrakło, a mimo to zupełnie przez przypadek tam trafiłam. Przechodząc nieopodal zwróciła moją uwagę. Wygląda bowiem ona na niezwykle modne i klimatyczne miejsce z historią. Jak się okazało kawiarnia ta działa od 1905 roku i od samego początku słynie z przepysznej kawy, którą pokochali Portugalczycy mimo, że pochodzi ona, jak sama nazwa wskazuje z Brazylii. Swego czasu była również ulubionym miejscem artystów, a wszystko za sprawą regularnych wernisaży pokolenia nowej generacji malarzy tamtych czasów. Dziś miejsce kultowe, lubiane i rozchwytywane przez turystów. Niestety bardzo drogie i przewartościowane. Nie jest to moim zdaniem obowiązkowy lokal który należy odwiedzić podczas pobytu w Lizbonie, ale jeśli będziecie niedaleko, warto zajrzeć tam choćby na chwilę.
11. LX Factory
Wiecie co łączy San Francisco z Lizboną? Bardzo charakterystyczny, wręcz majestatyczny i rozpoznawalny praktycznie na całym świecie drogowo-kolejowy most wiszący. Lizboński most o nazwie 25 kwietnia przez swoją kolorystykę i ogólny wygląd jest bardzo często porównywany do słynnego, Amerykańskiego Golden Gate. Jako ciekawostkę powiem Wam, że został on nawet pomalowany dokładnie tym samym, mocno wyróżniającym się czerwonym odcieniem vermilion. Most ma długość 2277m zatem jest jedynie o 460m krótszy od swojego starszego i większego ,,brata”. Stojąc zatem na wzgórzu miasta mamy wrażenie jakbyśmy byli w dwóch miejscach naraz, w słonecznej Kalifornii oraz przepięknej i urokliwej Lizbonie. Przeprawa na drugi brzeg rzeki Tag i spacer na wzgórze na którym wyeksponowany jest kolejny wyróżniający się monument jakim jest pomnik Chrystusa Króla, który z kolei nawiązuje do Rio de Janeiro to bez wątpienia wycieczka obowiązkowa. Polecam Wam w lokalnym sklepie zakupić sobie małą buteleczkę wina, lokalne sery i wędliny, a następnie na górze zrobić sobie piknik.
Historia Lizbońskiego mostu przyszła mi do głowy głównie dlatego, że kolejna lokalizacja jaką Wam polecę znajduje się zaraz pod nim. LX Factory to zrewitalizowany, pofabryczny teren, który poniekąd przypomina mi moją klimatyczną i industrialną Łódź jednak na trochę wyższym poziomie 😉 Bez wątpienia jest to modne i intrygujące miejsce, do którego ponoć udają się lokalni artyści. Budynki pokryte są muralami, znajduje się tam wiele pracowni architektonicznych, designerskich sklepów z portugalskimi produktami począwszy od kosmetyków, przez ubrania, biżuterię, aż po meble. Nie powinno Was zaskakiwać, że pomiędzy sklepami, ukryte są w uliczkach przeurocze i klimatyczne knajpki. Miałam okazję być w dwóch, których nazw zupełnie nie pamiętam, ale wszystko co jadłam było smaczne. Gdybym tylko była dłużej i miała więcej czasu z wielką przyjemnością odwiedziłabym LX Factory ponownie. Kreatywne i inspirujące serce Lizbony niezawodnie cieszy wszystkie nasze zmysły!
Polecane produkty